1

Jak to się robi w Norwegii

Dzisiejsza autorka, Kasia, napisała Wam o swoich doświadczeniach okołoporodowych w Norwegii w dość obszerny sposób, więc bez zbędnych wstępów daję jej dojść do słowa: 

Poród w krainie wiecznego śniegu i misiów polarnych na ulicy


Tytułowe słowa słyszę od ludzi zawsze w chwili kiedy dowiadują się gdzie wyemigrowaliśmy. Prawda jest natomiast taka, że na południu Norwegii, czyli tam gdzie mieszkamy, temperatury są bardzo zbliżone do polskich. I, jak do tej pory, żaden biały miś polarny nie odwiedził naszej ulicy!

Poród w Norwegii.

Wyprzedzając tę chwilę cofnę się do samego początku, kiedy to wiedzieliśmy już na 100%, że nasza rodzina się powiększy. Warto dodać, iż piszę te słowa tylko i wyłącznie z własnego doświadczenia.


W Norwegii całą ciążę prowadzi  lekarz rodzinny lub położna i u nas był to lekarz. Co miesiąc wykonywane są badania: mocz, krew, wywiad ogólny dotyczący samopoczucia ciężarnej. Nie ma tu comiesięcznych wizyt u ginekologa i towarzyszących im badań USG. Nie przykłada się do tego takiej wagi i z tego powodu na samym początku ciąży zrobiłam te badania prywatnie przy okazji wizyty w Polsce. W Norwegii, gdy nie ma żadnych komplikacji, samo badanie USG przypada tylko raz, w połowie ciąży. Ja miałam je zrobione w szpitalu i na szczęście wszystko było dobrze. Pod koniec ciąży okazało się, że nasze maleństwo jest już jednak troszkę za duże i tak z terminu porodu na koniec stycznia data przesunęła się na dwudziestego, poród wywoływany był tabletkami. Dostałam 5 tabletek co 6 godzin i w 3 godziny od skurczów nasze małe wielkie szczęście o wadze 4140 g było już z nami.

 

Opieka medyczna


Uważam, że sama opieka położnych w szpitalu była nieoceniona. Cały personel był bardzo życzliwy, pielęgniarki co chwilę pytały czy czegoś nie potrzebuję, jak się czuję, itp. Śniadania i kolacje miały formę szwedzkiego bufetu, na obiad do wyboru było zawsze kilka opcji. W Norwegii świeżo upieczony tata może przez dwie noce spać w szpitalu razem z żoną i dzieckiem, i tak też było u nas. Dostaliśmy pokój rodzinny z telewizorem, a tata jadł z nami i spędzał z nami czas. Mieliśmy szczęście, bo na oddziale praktyki robiła Polka, Basia, która bardzo nam w tym czasie pomogła. 
Wracając do tematu porodu, można rodzić normalnie lub w wodzie, ja wybrałam wodę i był to strzał w dziesiątkę. Bardzo polecam taką formę: ogromny komfort, ciepła woda, relaksujące otoczenie. Wygląd norweskiej porodówki odbiega od takich, które oglądałam w internecie.
Opcje znieczuleń również są do wyboru i wybrać można gaz rozweselający, akumpunturę lub Epidural.

 

Podejście do tematu ciąży


Ciąża nie jest dla Norweżek chorobą, nie ma też zwyczaju chodzenia w tym czasie na L4. Moja była już szefowa do ostatniego miesiąca ciąży nie zadała mi na ten temat nawet jednego pytania. Dopiero gdy sama jej o tym powiedziałam (a pracowałam do końca), odpowiedziała mi, że ona jako pracodawca nie ma w Norwegii prawa się o takie rzeczy pytać. A swoją drogą z moich obserwacji również wynikało, że nie przykłada się tu do stanu błogosławionego wielkiej wagi. I, tak jak prowadząca blog Bizimummy Iza, czuję się traktowana jak nie wiedzące nic o życiu dziecko tylko dlatego, że urodziłam w wieku 25 lat. Mówię w tym momencie o polskich realiach i polskich znajomych. Tutaj jest to bardzo normalny wiek. Nikt na to nie zwraca uwagi, i nie robi z tego sensacji. Ludzie po dwudziestce zakładają tu rodziny i jest to na porządku dziennym. Oczywiście jest to uwarunkowane bardzo dużą pomocą ze strony państwa.

 

Urlop / becikowe


Moja sytuacja nie pozwoliła mi pójść po porodzie na płatny urlop macierzyński, ponieważ w Norwegii uwarunkowane jest to osiąganiem dochodu przez 6 z ostatnich 10 miesięcy, a dochód ten musi przekraczać ½ kwoty bazowej – grunnbeløp (od 1 maja 2014 roku kwota bazowa wynosi 87 328 koron norweskich). Ja skorzystałam z jednorazowej pomocy, czyli becikowego . Od stycznia tego roku dostaje się 44 190 koron norweskich. Kiedy jednak warunki te są spełnione, świeżo upieczone mamy mogą skorzystać z urlopu macierzyńskiego, który rozpoczyna się po 6-tygodniowym urlopie, który następuje tuż po urodzeniu dziecka. Do wyboru są dwie opcje: 100 % pensji przez 49 tygodni lub 80% pensji przez 59 tygodni.

Tata może skorzystać odpowiednio z 40 lub 50 tygodni, ponieważ 3 tygodnie przed porodem i 6 tygodni po porodzie przysługują tylko rodzącej. Warunkiem skorzystania przez ojca z takiego urlopu jest podjęcie przez matkę pracy lub studiów.

Tutaj warto również wspomnieć o jedynym przypadku, kiedy ciężarne korzystają w Norwegii ze zwolnienia. Kiedy praca jest ciężka lub zagraża ich życiu, mają prawo do zasiłku ze względu na trudne warunki pracy.

Podsumowując, z porodu tutaj jestem zadowolona, jednak gdybym miała w ciąży problemy, zdecydowałabym się na jej prowadzenie w Polsce i nie zaryzykowałabym porodu w Norwegii, bo poród naturalny za wszelką cenę nie zawsze oznacza poród bezpieczny. Uważam, że wiedza położnych i lekarzy norweskich nie jest tak duża jak w moim rodzinnym kraju, takie odniosłam wrażenie, potwierdzone zresztą faktem coraz większej ilości polskiego personelu pracującego w norweskich szpitalach.

Tak właśnie wyglądała historia mojego porodu w krainie fiordów i łosi biegających po drogach. 🙂

Pozostałe części gościnnej serii „Jak to się robi w…” znajdziecie tutaj: KLIK

Podoba Ci się to, co napisałam? Daj mi koniecznie znać! Możesz to zrobić na kilka sposobów:

– Polub mój fanpage na Facebooku KLIK
– Polub ten konkretny wpis lub udostępnij go klikając na ikonkę Facebooka poniżej
– Napisz mi ciekawy komentarz pod wpisem tutaj lub na Facebooku

Będę
Ci wdzięczna za każdy taki gest, bo dzięki niemu będę wiedziała, że moi
czytelnicy gdzieś tam są, czytają i podoba im się to, co piszę.
Dziękuję!!!




Motheratorka.pl – blogowe podsumowanie roku

Motheratorka.plblogowe podsumowanie roku

Jutro sylwester, rok się kończy, więc i dla mnie przychodzi czas podsumowań. To był bardzo dobry rok, choć na początku nic tego nie zapowiadało. Startowałam w niego pełna obaw, a zamykam go pełna satysfakcji i planów na przyszłość. Co więc się wydarzyło?

W kwietniu mój synek skończył roczek. Wyprawiłam mu wspaniałe przyjęcie, które było początkiem naszego poznawania się na nowo i jego totalnego rozwoju w cudownym kierunku. Stresowałam się, że późno zaczął raczkować, że nie chodzi, a dzisiaj śmiga jak stary i zaczyna mówić. Jestem z niego dumna!
W sierpniu skończyłam 30 lat. To nie były kryzysowe urodziny, tylko mój motor do działania, dodatkowo napędzony przez przegląd szafy i zakupy z fantastyczną Kaliną – Style Doctor. Wypędziła moje kompleksy, pomogła poznać własną wartość i dała mi nową pewność siebie.
W październiku wróciłam do pracy. Z małymi perturbacjami i pewnym poślizgiem, ale jednak jakoś udaje mi się to wszystko godzić. Ignaś poszedł do żłobka, więc sporo choruje, a praca jest w kratkę, ale liczę na to, że będzie to wyglądało coraz lepiej i coraz sprawniej.
A ostatniego dnia lipca założyłam bloga i to było najlepsze, co mogłam zrobić. Na początku z końcówką blogspot.com, chwilę później już na własnej domenie. Jestem z siebie totalnie dumna i sprawia mi to coraz większą frajdę. Mało tego – wciągnęłam w blogowanie mojego męża, a on ma coraz więcej pomysłów na rewelacyjne wpisy i winduje mi statystyki swoimi dotychczasowymi dokonaniami. Jeżeli o statystykach mowa, spójrzcie na to:
Jutro blog kończy 5 miesięcy. W tym czasie odwiedziło go 18 125 Unikalnych Użytkowników. Sama jeszcze w to nie wierzę! Na dzień dzisiejszy na facebookowym fan page’u Motheratorki jest 2161 fanów. Czytelników. Ludzi, którzy są mi bliscy. Oby tak dalej!!!
W tym czasie wzięłam też udział w trzech wydarzeniach blogowych. Były to Blog Fest, Blogotok i Blogowigilia. Poznałam mnóstwo niesamowitych osób i dowiedziałam się mnóstwa ciekawych rzeczy. W przyszłym roku nadal planuję taki rozwój i udział w kolejnych spotkaniach i warsztatach.
Z dotychczasowych projektów bardzo dumna jestem z serii wpisów „Jak to się robi w…”, do której planuję powrócić po Nowym Roku, a także z obecnie trwającej akcji #jestemuczciwy. Mam już pomysł na następny projekt, ale o tym na razie cicho-sza.
A teraz zapraszam na wisienkę na torcie, czyli najpopularniejsze wpisy roku 2015, a tym samym najpopularniejsze wpisy w całej historii bloga motheratorka.pl. W statystykach pierwsza piątka kształtuje się tak:
  1. 10 anty-prezentów gwiazdkowych dla dziecka
  2. 10 pomysłów na prezenty (pod choinkę) dla rocznego dziecka
  3. 7 rzeczy, których nikt nie powie Ci o macierzyństwie
  4. 10 pomysłów na prezenty (pod choinkę) dla noworodka i niemowlaka
  5. 10 pomysłów na prezenty (pod choinkę) dla dwulatka
Biorąc pod uwagę, że cztery z nich odznaczają się zdecydowaną sezonowością (chociaż oczywiście są to bardzo uniwersalne listy prezentowe na każdą okazję), absolutnym hitem tego roku był tekst „7 rzeczy, których nikt nie powie Ci o macierzyństwie”.Pozwolę sobie też na koniec przypomnieć teksty, które na to zasługują w mojej prywatnej ocenie, bo były kamieniami milowymi mojego bloga. Tym razem kolejność jest dowolna.

  1. Czy moje dziecko jest człowiekiem?
  2. Tablica sensoryczna – busy board DIY
  3. Po drugiej stronie lustra. Nie-bajka, nie-dramat w czterech aktach.
  4. Matka – trzydziestolatka, czyli jak leczyłam swój styl
  5. #jestemuczciwy – powiedz to!

Na nadchodzący Nowy Rok życzę Wam i sobie, aby był co najmniej tak dobry jak ten odchodzący, a jak się da, to jeszcze lepszy. Życzę Wam, abyście mieli odwagę spełniać marzenia i sięgać gwiazd. Żeby wszystko, co do tej pory uważaliście za niemożliwe, nagle stało się dla Was łatwe i przyjemne. A nade wszystko życzę nam, abyśmy byli tu razem. Abym ja pisała dla Was coraz więcej i coraz częściej tak, abyście czytali moje wpisy z zaciekawieniem i przyjemnością. Bo po to tu własnie jestem 🙂

Do siego roku!